Nie jesteś zalogowana/y

Login:

Hasło:

Email Zarządu: zarzad.kskonin@wp.pl
Email Komisji Szkoleniowej: szkolenie.kskonin@gmail.com
Spowiedź sędziego Pacudy

- Spotykałem się z sytuacjami, kiedy postawa obu zespołów pozostawiała wiele do życzenia, a przede wszystkim dawała dużo do myślenia - twierdzi sędzia Tomasz Pacuda.

O problemach i nadziejach, strojach i płacach rozmawiamy z jednym z najlepszych arbitrów w polskiej ekstraklasie.

- Jest Pan zdziwiony, że rozmawiamy z sędzią?

- Raczej nie, nadszedł taki moment, że należy wysłuchać wszystkich osób ze środowiska piłkarskiego - działaczy, zawodników i myślę, że sędziów też. Na pewno mamy wiele do powiedzenia na swoją obronę i nie musimy ciągle tylko wysłuchiwać ataków pod naszym adresem.

- Ale przecież nie powinno się rozmawiać z ludźmi ze środowiska, które jest zepsute...

- Środowisko jest zepsute w oczach opinii publicznej, ale ja nie byłbym skłonny do wydawania jednoznacznych wyroków. Mamy obecnie do czynienia z kilkoma "przypadkami", ale zapewne nie dotyczą one tylko grona arbitrów, lecz całego środowiska piłkarskiego. Wszystko to jest przykre, a mnie trudno się do tych wydarzeń ustosunkować. Nie znam szczegółów, wszystkie informacje czerpię z doniesień prasowych, które nie zawsze muszą być prawdziwe. Dajmy trochę czasu na wyjaśnienie wszystkich spraw. Jednocześnie apeluję o ostrożność w ocenach. Nie skreślałbym wszystkich sędziów tylko dlatego, że nimi są. Wierzę głęboko, że zdecydowana większość ludzi działających w piłce chce dla niej jak najlepiej, a sumienia mają czyste.

- Nie było możliwości, aby Pan nie znał sędziów przebywających w areszcie. Czy między Wami istniały jakieś zażyłe kontakty?

- Znaliśmy się z racji tego, że przynajmniej dwa razy w roku spotykaliśmy się na zgrupowaniach. Nie utrzymywałem bliższych kontaktów z Antkiem, nie przypominam sobie, byśmy nawet kiedykolwiek do siebie dzwonili. Natomiast z Krzyśkiem w ciągu kilku lat rozmawiałem kilkanaście razy przez telefon.

- Czy w takim razie dało się poznać, że są to ludzie, którzy zeszli z drogi praworządności?

- Nie, nie dało się tego poznać. Zresztą, Antek jest człowiekiem zamkniętym w sobie, zawsze chadzał swoimi ścieżkami, a na zgrupowaniach zupełnie nie rzucał się w oczy, był cichy, małomówny. Za to Krzysiek jest bardzo wesołym chłopakiem, wszędzie go było pełno.

- Apropos Krzysztofa Z. - ostatnio na łamach prasy skarżył się, że z sędziowania nie da się "wyżyć".

- Miał rację. Z sędziowania nie da się "wyżyć". Jeśli ktoś usłyszy, że dostajemy za spotkanie 2400 PLN brutto, to od razu myśli, że to ogromna kwota. W porównaniu ze średnimi zarobkami w Polsce na pewno tak. Ale uwzględniając wszelkie koszty, które sędzia ponosi, uwzględniając, że dojeżdża na mecz, spożywa posiłki, korzysta z hotelu, kupuje sprzęt, dba o kondycję fizyczną, to nie są "kokosy". Sędzia, w przeciwieństwie do zawodników, wszystko finansuje z własnej kieszeni.

- PZPN nie funduje, ani nie refunduje strojów sędziowskich?

- Wszystkie stroje kupujemy sami. UEFA wręcza tylko kostiumy arbitrom międzynarodowym. Gdy pojawia się nowa kolekcja, sędziowie otrzymują to wyposażenie. Jeśli zaś chodzi o pozostałych sędziów, to wszystko leży w ich gestii. Podam tylko przykład - buty, w których biegam po boisku, kosztują 450 PLN. A muszę mieć przynajmniej dwie pary...

- A czy PZPN określa chociaż przepisy dotyczące sędziowskiej garderoby? Czy są jakieś wytyczne?

- Nie, nie mamy takich przepisów.

- Widzieliśmy ostatnio Jarosława Żyrę w kolorowym kostiumie. Czyli kolor również jest dowolny?

- Tak, kolor jest dowolny, ale także firma, co niesamowicie ułatwia życie. Zdecydowana większość sędziów na całym świecie ubiera się czy ubierana jest w stroje firmy Adidas, bo ten potentat jest sponsorem UEFA. Dla mnie to spore ułatwienie, bo jadąc na mecz międzynarodowy jako sędzia techniczny jestem zobowiązany posiadać strój taki, jaki ma arbiter główny. Byłbym zmuszony kupić sobie drugi komplet, a tak wystarcza mi ten z ligi polskiej.

- Czy zdarzyło się w karierze sędziowskiej, niezależnie od szczebla rozgrywek, by otrzymał pan propozycję korupcyjną?

-... (chwila milczenia). Zdarzały się pewne niejasne sytuacje, ale do dzisiaj mam problem z ich zakwalifikowaniem.

- Nie rozumiem...

- Spotykałem się z sytuacjami, kiedy postawa obu zespołów pozostawiała wiele do życzenia, a przede wszystkim dawała dużo do myślenia.

- To znaczy, że nie był pan wtajemniczony w układ pomiędzy drużynami, a mecz wyglądał dziwnie, podejrzanie?

- Można to tak nazwać.

- Dlaczego nikt się nie zbuntował?

- Bo za chwilę ktoś mnie zapyta, gdzie są dowody? Kto według pana grał "w drugą stronę", ułatwiał przeciwnikowi zdobycie bramki? Wskazując konkretnie na jakiegoś piłkarza, możemy kogoś niesłusznie oskarżyć, bo ten zawodnik mógł mieć po prostu zwykły słabszy dzień.

- Ale nie można pozostawać biernym!

- To są trudne do udowodnienia sytuacje. Czy zawodnik zagrywający piłkę ręką lub faulujący rywala w swoim polu karnym musi być od razu posądzony o "sprzedanie" meczu? Czy drużyna gra "nieczysto" tylko dlatego, że wprowadza nieuprawnionego gracza i w konsekwencji przegrywa walkowerem?

- Dużo się mówi o negatywnej roli obserwatorów. Czy są przygotowani merytorycznie do wykonywania tej profesji, czy nie są to ludzie z innej epoki, kiedy w piłkę grało się dużo wolniej? Z drugiej zaś strony, czy nie są to ludzie przeszkadzający sędziemu, wymuszający prowadzenie meczu na "ich modłę"?

- Trudno sobie wyobrazić, że sędzia nie jest oceniany za prowadzenie meczu! Tylko kwestia, kto to ma robić. Moim zdaniem powinien to być człowiek, który w przeszłości miał do czynienia z sędziowaniem. Najlepiej z sukcesami. Tylko taki "egzaminator" czuje ducha podejmowania poszczególnych decyzji. Osobom postronnym łatwo jest oceniać - gdy zobaczą zapis sytuacji w telewizji, powtórki z wielu kamer. Ale mecz to nie jest tylko te 90 minut. To cała otoczka, całe przygotowanie psychofizyczne sędziego, presja ze strony mediów, zawodników, kibiców. Dochodzi stres związany z transmisją telewizyjną, ze świadomością, że każda pomyłka jest źle odbierana przez społeczeństwo - nie w kategoriach błędu, lecz jako celowe działanie, mające skrzywdzić jedną z drużyn. Wierzę, że każdy arbiter chce poprowadzić mecz jak najlepiej, a po zakończeniu otrzymywać pochwały. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś celowo podejmuje złe decyzje...

- Ale tak się przecież dzieje!

- Proszę zauważyć, że sędzia nie ma wcale tak dużego wpływu na przebieg spotkania, jak sugerują media. Owszem, niektóre decyzje mocno wpływają na wynik, czasem są strategiczne. Powiedziałbym jednak w ten sposób - prowadzący zawody podejmuje określoną ilość decyzji, natomiast zagrania piłkarzy to wielokrotność tych zdarzeń. Podania, strzały na bramkę, dośrodkowania, faule - zawodnik w czasie każdego meczu jest w stanie o wiele mocniej wpłynąć na rezultat spotkania, niż sędzia! Zbyt łatwo chyba przychodzi nam "skazywanie" arbitrów...

- Nie zapominajmy o czynnikach psychicznych! Rozjemca może swoimi postanowieniami już na początku pojedynku pokrzywdzony zespół zniechęcić do gry, wprowadzić mecz na odpowiednie tory.

- Według mnie nie jest to możliwe. Szczególnie na najwyższym poziomie rozgrywek. Sędziowie przechodzili pewną selekcję i nikt nie znalazł się w tym gronie przypadkowo. Odpowiedni ludzie kształcili danego sędziego jeszcze w okręgach, później już na szczeblu centralnym, ten zbierał doświadczenia. Do tego dochodzą podpowiedzi obserwatorów, dotyczące zachowań w określonych sytuacjach. Dlatego nie wyolbrzymiajmy wagi arbitra! Marzy mi się, aby wszyscy w końcu uwierzyli, że pomyłka sędziego to był po prostu jego błąd, a nie celowe działanie. Przecież sędziowie mylą się również podczas spotkań poza granicami kraju - w czasie meczów Ligi Mistrzów, mistrzostw świata. Do dzisiaj nie wiemy, czy w półfinale Champions League Liverpool zdobył bramkę prawidłowo. Gdyby taka sytuacja miała miejsce w Polsce, w ważnym meczu, to przypuszczam, że na sędziach nie pozostawiono by suchej nitki, a nacisk medialny spowodowałby, że arbiter jeszcze długo nie odzyskałby równowagi psychicznej. A pamiętajmy, że UEFA murem stanęła za trójką sędziów! Jeśli ktoś doszedł do tak wysokiego poziomu, powinien cieszyć się zaufaniem. Gdy w Polsce arbiter zyskał uznanie i prowadzi mecze pierwszoligowe, zaufajmy mu, uszanujmy jego pracę, wspierajmy go! Bo on ma bardzo trudne zadanie, a przeciwko sobie wszystkich - 22 zawodników, ławki rezerwowych, kibiców, a w dzisiejszych czasach jeszcze media. Nie ma ludzi, którzy by nas bronili. Zdaję sobie sprawę, że o taką postawę teraz niezwykle ciężko, bo wszystko jest na "nie", ale nie tylko nasza organizacja jest zła.

- Zmieńmy temat: Tomasz Pacuda zbiera chyba od obserwatorów pochlebne recenzje, bo przecież prowadził pan aż 12 spotkań w ostatnim sezonie, czyli tylko o jedno mniej niż lider tej klasyfikacji, Jarosław Żyro. A jednak człowiek spoza układów, z niewielkiej Częstochowy, też może sobie poradzić.

- Udało się, to było wielkie szczęście. Te 12 meczów daje mi ogromną satysfakcję, także dlatego, iż "centrala" mi zaufała. Zwłaszcza, że jesienią sędziowałem w pięciu spotkaniach, a wiosną - przy tych zawirowaniach - aż w siedmiu. Spotkało mnie także wielkie wyróżnienie w postaci przyznania mi konfrontacji Legia - Wisła Kraków, bo tej potyczki nie dostaje się z przypadku. Przez długie miesiące trzeba pracować na opinię rzetelnego sędziego.

- Kariera międzynarodowa stoi otworem...

- Teoretycznie tak, ale droga nie jest taka prosta, jak się wydaje.

- Jak ona wygląda? Co musi się stać, by posędziował pan jako "główny" choćby w Pucharze UEFA?

- Najpierw powinienem od PZPN otrzymać status "międzynarodowego". Polska federacja co roku na jesień otrzymuje pulę miejsc, które może rozdysponować. Należy spełnić szereg wymagań: minimum dwa lata pracy w pierwszej lidze, pochlebne recenzje, liczy się także znajomość języka, ale wymagania w tej kwestii nie są wygórowane. Pierwszy wymóg spełniam, a drugi... nie wiem, nie znam oficjalnego stanowiska "centrali". Dostaję ważne mecze do prowadzenia, więc może jestem w kręgu zainteresowań. Bardzo pokornie podchodzę do moich szans, bo uważam, że moje cztery lata w ekstraklasie to już i tak wielki sukces dla całej ziemi częstochowskiej.

- Ciekawie Pan opowiada, więc mniemam, że uchwalenie możliwości swobodnej wypowiedzi po zakończeniu spotkań napotkało na pana zrozumienie.

- Bardzo się z tego cieszę. W meczu dochodzi do wielu sytuacji kontrowersyjnych - ktoś je ogląda, ktoś ocenia, zawodnicy drużyny teoretycznie pokrzywdzonej skarżą się. Jest taka propozycja, by sędzia po meczu wykąpał się, przebrał w garnitur, wraz z dziennikarzami obejrzał powtórki i wytłumaczył powody podjęcia niektórych decyzji. Gdybym mógł się wypowiadać, skorzystałbym z tej możliwości po moim ostatnim ligowym meczu GKS Katowice - Górnik Zabrze. W pierwszej połowie być może nie podyktowałem karnego dla gospodarzy. Dokładnie widziałem tę sytuację i nie byłem przekonany, co do przewinienia, więc nie gwizdnąłem. Arbiter musi być przekonany na sto procent, że został popełniony faul. Przed kamerami mógłbym wyjaśnić tę sporną sytuację. Szczęście moje polegało na tym, że ten mecz o niczym nie decydował. Gdyby Katowice potrzebowały trzech punktów w tym spotkaniu, to po jego zakończeniu cała Polska "trąbiłaby", że sędzia "ustawił" mecz. Przecież przedłużyłem go o osiem minut, a w doliczonym czasie gry przyznałem "jedenastkę" katowiczanom, z której zdobyli zwycięskiego gola. Doliczony czas gry był jak najbardziej uzasadniony, ponieważ bramkarz doznał kontuzji i w konsekwencji musiał opuścić boisko. Chwilę później kolejny zawodnik doznał kontuzji i podzielił los bramkarza. A domysłów, spiskowych teorii pojawiłoby się całe mnóstwo. Nie dajmy się zwariować!

- Niektórzy sędziowie przed spotkaniem analizują grę poszczególnych piłkarzy. Pan także jest zwolennikiem podobnych praktyk?

- Wiem z doświadczenia, jak konkretny piłkarz w danej sytuacji może się zachować. Wielu z nich przez kilka sezonów pracuje na swoją opinię jako symulantów, ale warto podkreślić, że arbiter nie powinien podchodzić do żadnego gracza z uprzedzeniami, bowiem każda boiskowa sytuacja jest inna. Sędzia powinien być skoncentrowany, szczególnie wówczas, gdy gra przenosi się do pola karnego, kiedy pojawia się zagęszczenie akcji i trzeba wyłapywać ewentualne faule. Jednak pomyłki rodzą się m.in. z uprzedzeń.

- A jeśli chodzi o kontakty z piłkarzami - czy znajomości przeszkadzają w obiektywnej ocenie meczu?

- Znam się dobrze na przykład z Jackiem Magierą i tego nie ukrywam. Ten fakt w żaden sposób nie przeszkadza! Nie ma takiej możliwości, aby znajomość z Jackiem w jakikolwiek sposób wpływała na moje decyzje. Nawet wyczytałem w którejś z gazet, że nie powinienem prowadzić zawodów z udziałem Jacka. Czy powinienem się zachowywać sztucznie, by zadowolić krytyków? Jacek pochodzi z Częstochowy, ja również. Znamy się od wielu, wielu lat, kiedy on grał jeszcze w Rakowie. Sędziowałem kilka sparingów częstochowskiego klubu, mamy wspólnych kolegów. Mam udawać, że nie wiem kto to jest?! Mam powiedzieć koledze - nie podchodź do mnie?! Mam się nie przywitać?! Jacek organizuje w naszym rodzinnym mieście turnieje halowe i prosi, abym je sędziował. Dla mnie byłaby to sytuacja nienormalna, żebym musiał zrywać kontakt lub udawać. A podczas meczu każdy z nas robi swoje!

- W Niemczech sporą furorę zrobił ostatnio pomysł wprowadzenia statusu sędziego zawodowego? Myśli pan, że taki model przyjąłby się na polskim gruncie?

- Jeśli mówimy o profesjonalizmie przez duże "P", to... nie można streścić tej kwestii w kilku zdaniach. Arbiter może wykonywać swój zawód tylko do pewnego wieku, powiedzmy 45 lat. Jest to wiek na tyle "młody", że może jeszcze normalnie pracować, ale jest na tyle "stary", że już nie może sędziować. I teraz co z nim? Gdzie on się podzieje? Kolejny aspekt to kontuzje - jeśli wyeliminują go na rok, to z czego ma żyć? Kto zapłaci za zabieg operacyjny? A co w momencie, gdy sędzia nie jest w najwyższej formie przez kilka spotkań? Najczęściej jest tak, że gdy trafi się słabszy mecz, rozpoczyna się nagonka medialna. Wtedy podczas kolejnego spotkania zawodnicy i trenerzy celowo wywierają presję na tym człowieku, pojawiają się docinki i psychicznie sędzia może "położyć" kolejny mecz. I teraz władze mogłyby takiego sędziego szybko pożegnać. Każdy z nas od kilku dobrych lat pracuje w jakiejś firmie, wyrobił sobie pewną pozycję, nazwisko. Mamy z tego wszystkiego zrezygnować? A przecież wszyscy sędziowie pierwszoligowi, moim zdaniem także zdecydowana większość w drugiej lidze, to już są ludzie w pełni profesjonalnie traktujący swoje zajęcie. Każdy z nas dba o kondycję fizyczną, każdy z nas się szkoli, odpowiednio się odżywia. Warto nadmienić, że sędzia w okresie przygotowawczym do sezonu trenuje nawet sześć dni w tygodniu. Nie wyobrażam sobie również, żeby ktoś z nas w czasie rozgrywek mógł prowadzić swawolny tryb życia.

- Michał Listkiewicz bardzo ochoczo przyjmuje różne nowinki, dlatego też zgodził się na przeprowadzenie eksperymentu z dwoma sędziami. To dobry pomysł?

- Nie sądzę, bowiem zwiększenie liczby sędziów wcale nie gwarantuje lepszego poziomu prowadzenia zawodów. Przecież każdy z nas ma inny charakter, inny styl prowadzenia meczu. Jeden pozwala na ostrzejszą grę, drugi nieco częściej sięga po gwizdek. Co wówczas, gdy przewinienie zostanie popełnione równo na linii środkowej i jeden sędzia pokaże "żółtko", a drugi czerwoną kartkę? Wątpliwości jest więcej.

****

Ciekawych zagadnień również. Chcielibyśmy podzielać optymizm Tomasza Pacudy, na pewno jednego z najzdolniejszych polskich sędziów, ale po ostatnich wydarzeniach o spokój ducha trudno. Może jednak entuzjazm młodego wciąż "sprawiedliwego" przeniknie i do naszych wnętrz?

Rozmawiał: Marcin Gabor

(INTERIA.PL/Tylko Piłka)

Dodał: 1, dnia 29.06.2005, 15:38:11


Tylko osoby zalogowane mogą czytać i dodawać komentarze

Kolegium Sędziów Konińskiego OZPN Strona główna Kontakt Mapa strony RSS www.koninskiozpn.pl/sedziowie KS OZPN Konin na FB